14.12.2013

Rozdział 3 cz. 2

-Wiedziałam! Wiedziałam, że coś pójdzie nie tak - krzyknęłam i rzuciłam się na łóżko zakrywając sobie głowę poduszką.
-Nie przesadzaj, wcale nie było tak źle! - Alex próbowała mnie pocieszać cała powrotną drogę do domu. Siedziała na jednej z moich granatowych puf. Idealnie pasowały do mojego pokoju, który cały był urządzony w odcieniach granatu,fioletu i jeszcze jakiegoś koloru o bardzo skomplikowanej nazwie, której nie pamiętam.
-Właśnie o to chodzi, że było! Czy ja nie mam prawa do uczuć? Nie mam prawa do gorszego dnia, złego samopoczucia, odrobiny chamstwa i pierdyliona innych cech, które świadczą o tym, że ja te jestem zwykłym człowiekiem, od którego nie można wymagać przenoszenia gór?
-Mała - spojrzałam na nią z ukosa. Doskonale wiedziała, jak nie lubię jak się mówi na mnie mała, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jestem od niej wyższa o dobry cal i starsza o jakieś 3 miesiące - Pamiętaj, że przenoszenie gór mamy zaplanowane na czwartek - Cholera. Jeżeli myśli, że sarkastyczne - teoretycznie humorystyczne - teksty poprawią mi humor to się grubo myli!
- Musze pomyśleć - powiedziałam twardym tonem i przykryłam głowę szczelniej poduszką.
-Nie, nie musisz. Wracamy do nich - oznajmiła stanowczo głosem, który głosił, ze nie przyjmuje sprzeciwu.
-Po moim trupie - odpowiedziałam sarkastycznie i zaczęłam myśleć, czego mogę się chwycić gdyby moja ruda przyjaciółka miała w planach ściągnąć mnie siłą z łóżka.
-Wybieraj. Albo grzecznie pójdziesz ze mną, albo dzwonie po Nate'a i on po Ciebie przychodzi - na jej słowa wstałam z łóżka jak oparzona i spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.
-Nie masz jego numeru - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
-Ale mam twój telefon - pomachała urządzeniem, które trzymała w ręku.
-Jesteś moją przyjaciółką, i za bardzo mnie kochasz, żeby po niego zadzwonić - chwyciłam się ostatniej deski ratunku.
-Właśnie dlatego, że jestem twoją przyjaciółką, jesteś dla mnie jak siostra i bardzo cię kocham zadzwonię do niego - gdy zauważyła, mój morderczo-pytający wzrok dodała - Nie pytaj jaki w tym cel. Ja wiem swoje i kropka.
Czyli chyba nie mam nic do dyskusji. Podeszłam do niej i w myślach przekazałam jej, że mogę do nich wrócić.

                                                           ***

Cholera, znowu sknociłem. Zawaliłem, spieprzyłem, totalnie rozwaliłem sprawę. Zoe wiedziała co myślę, nie wiedzieć czemu umieliśmy się porozumiewać telepatycznie. Zresztą ona nie jest wyjątkiem. To chyba jedna z cech podróżników. A Charlotte? Próbowałem jej przesyłać wiadomości, ale najwidoczniej zablokowała swoją umiejętność. Jeżeli druga strona nie chciała używać telepatii, to pierwsza nie miała na to żadnego wpływu. Trudno. Teraz muszę się skupić, żeby naprawić relacje między nami.
-Ogarnij się.  To tylko drobna sprzeczka. Zaraz tu przyjdą - powiedziała Zoe. Wiedziałem, że czyta mi w myślach. Coraz bardziej mnie to irytowało. Moja głowa powinna być dla innych sekretem, a nie otwartą książką.
-Skąd wiesz. Chyba nie powiesz, że czytasz im w myślach - odparowałem zły.
Zaśmiała się i kiwnęła głową w stronę drzwi. Starałem się nie pokazywać jak bardzo poprawił mi się humor. Gdy dziewczyny podeszły do stolika, który o dziwo dalej zajmowaliśmy rzuciłem zwykłe "hej" by po chwili wrócić do stukania palcami w blat.
-Może chodźmy do kina - zaproponowała jak zwykle z uśmiechem Zoe. Ten jej optymizm coraz częściej mnie przerażał!
-Czemu nie - odpowiedziała Alex. Też się uśmiechała.

                                                          ***

Siedzieliśmy w kinie na jakimś filmie z gatunku fantasy. No ok. Jakimś to źle powiedziane. Siedzieliśmy na moim ulubionym filmie! Dobra! Jednym z ulubionych! Percy Jackson Morze Potworów.
Widziałam już ten film a i tak zachwycam się każdym ujęciem. Każda scena powoduje u mnie ogrom emocji.

                                                         ***

Film się skończył ale ja dalej nim żyłam. Było już ciemno (uroki jesieni) więc wszyscy zgodnie stwierdzili, że trzeba się zbierać. Miałam w planach wrócić z moją rudą przyjaciółką, ale Zoe gdzieś ją odciągnęła zostawiając ze mną Nathana.
-Oczywiście nie będziesz miała nic przeciwko jeżeli cię odprowadzę - bardziej stwierdził niż zapytał chłopak.
-Raczej będę - uśmiechnęłam się sarkastycznie w jego stronę.
-Będę musiał jakoś to przeżyć. Teraz chodźmy - rzucił luźno głosem, który wydawał mi się lekko arogancki. Przewróciłam tylko oczami i ruszyłam za chłopakiem.
-Przepraszam - jego głos momentalnie się zmienił. Z aroganckiego tonu zmienił go na szczery i przepraszający. Naprawdę żałował. Teraz to ja się uśmiechnęłam.
-Już nie przepraszam. To było tylko kilka słów za dużo. Zapomnijmy o nich, zgoda - starałam się, żeby mój głos brzmiał jak najnormalniej. W odpowiedzi chłopak się uśmiechnął.
Reszta drogi minęła nam bardzo spokojnie. Zwykła gadka szmatka i tyle. Nawet nie zorientowałam się kiedy byliśmy pod moim domem.
Prawie otworzyłam drzwi gdy nagle chłopak zbliżył swoją twarz do mojej tak, że dzieliły nas tylko milimetry. Na szczęście (lub nieszczęście) zdążyłam zareagować. Odepchnęłam  go dłonią i ze łzami w oczach zdołałam tylko powiedzieć:
-Jak mogłeś?! - potem uciekłam niczym księżniczka do swojego zamku.

************************
NARESZCIE! Nareszcie skończyłam, nareszcie go mogę dodać!!
Przez tydzień (chyba nawet dużo dłużej) nie mogłam usiąść do kompa, a wcześniej czas spędzany na nim ograniczył się do 30 minut- dlatego nie było notki. Przepraszam Was za to!!
Notka z dedykacją dla Was moi kochani czytelnicy! Bez Was nic bym nie zrobiła :** <3

Średnio jestem zadowolona z rozdziału. Strasznie mnie będzie nękać, ale trudno ...
Końcówka chyba nawet nie wyszła tak źle co nie? ;>

Następne rozdziały będą lepsze, mam ciekawe plany (zobaczymy ile z nich wypali xD)

Tak więc pozdrawiam serdecznie i zapraszam do komentowania (uwierzcie to naprawdę motywuje ;c)
~Clar


22.11.2013

Rozdział 3 cz.1


-Dlaczego ja? Czemu na przykład Zoe nie może się tym zająć - spytałem.
-Ok, skoro wolisz.
-I tyle? Żadnych sprzeciwień, żadnych ale?
-Sam niedługo zobaczysz, że robisz błąd. Przekaż Zoe, ze ma się u mnie stawić żebym jej przekazał plan działania - powiedział mi Mark. Uśmiechną się ciepło i głową wskazał drzwi. Już miałem wychodzić, ale odwróciłem na chwile głowę i powiedziałem:
-Podejmę się tego zadania, jednak potrzebuje Zoe do pomocy. - Spojrzałem na twarz mężczyzny. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie wzrokiem jakby doskonale wiedział co mam zamiar powiedzieć.
-Pewnie będę tego żałował - dodałem szeptem.

                                                                  ***

-Czy szanowna panna raczy się obudzić - spytała moja mama teatralnym głosem.
-Która godzina?
-Jedenasta.
-Co się stało, ze budzisz mnie tak rano - zadałam jej kolejne pytanie.
-Twoi znajomi czekają w kuchni - powiedziała ze stoickim spokojem.
-Przecież ja się przyjaźnię tylko z Alex - odpowiedziałam i po podniesieniu się do pozycji pół-siedzącej spojrzałam na nią z lekkim zdziwieniem. Chyba, że to ... Nie! To na pewno nie ...
-Wiem o tym. Przedstawili się jako Nathan i Zoe - czyli jednak. Zastanowiłam się chwilę. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. W drodze do łazienki odwróciłam się do kobiety i powiedziałam
-Powiedz im, że za chwilę zejdę - westchnęłam i udałam się do łazienki.

                                                               ***

Zamknęłam drewniane drzwi i po kilku, może kilkunastu, krokach zwróciłam się do moich znajomych.
-Możecie mi do cholery wytłumaczyć co tu robicie - w moim głosie mogli bez problemu dostrzec wyraźną nutę złości i zdziwienia.
-Hej, jestem Zoe. - Dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę. Podałam jej swoją. Wyglądała całkiem przyjaźnie, w przeciwieństwie do Nate'a, była bardzo pogodna i sprawiała wrażenie godnej zaufania.
-Charlotte - przedstawiłam się.
-Wiem - odpowiedziała nie przestając się uśmiechać.
-Postanowiliśmy lepiej cię poznać - odezwał się chłopak. Spojrzałam na nich podejrzliwie i wzruszyłam ramionami.
-A poza tym mamy chyba projekt do zrobienia - powiedziała wesoło Zoe. Gdy posłałam jej pytający wzrok dodała - Aaa bo ty nic nie wiesz. Doszłam do was do klasy i nauczycielką przydzieliła mnie do waszej grupy.
-Ok. Ale jeżeli mamy robić projekt to dobrze by było pójść po Alex -oznajmiłam i zaczęłam prowadzić znajomych w stronę domu mojej przyjaciółki. Nathan spojrzał na Zoe jakby przekazywał jej telepatycznie jakieś plany. Chyba nie bardzo podobała im się wizja spędzania czasu z Alex. Ale nie mili wyboru. Zbyt niepewnie się czułam w towarzystwie tej dwójki.
W takich chwilach jak ta bardzo doceniałam to, że Ruda mieszkała zaledwie kilka domów dalej.
Właśnie miałam pukać w jej białe drzwi jednak one same się otworzyły. Na progu stała moja przyjaciółka i uśmiechała się do mnie ciepło.
-Widziałam was w oknie - wyjaśniła.
-Masz ochotę się z nami przejść - zapytałam. Na szczęście wiedziała, że nie chciałam spędzać sama czasu z Nate'em i Zoe. Pokiwała głową i cofnęła się kilka kroków w głąb domu aby wziąć kurtkę i za chwilę do nas dołączyć.
Zapowiadał się wspaniały dzień - pomyślałam sarkastycznie...


**********************************
Koniec części pierwszej. Jestem z niej bardzo niezadowolona!!!
Dialogi takie sztuczne, naciągane...
Opisów prawie nie ma i to mnie bardzo razi :/
Na 100% jest masa błędów, których nie mam siły poprawiać [*]
Krótki! Ba nawet bardzo! Ale chciałam Wam go jeszcze wstawić, bo obiecałam sobie, że co piątek (najprawdopodobniej o 17) będę wstawiała nowy rozdział!
I tak o to macie kawałek. Postaram się aby 2 część była duużo dłuższa! Obiecuje!!

Rozdział ze specjalną dedykacją dla komentujących! (Cup, Des, Davichi,  Maja) Dziękuję Wam :***

Zachęcam Was do komentowanie ;D *le Clarie manipulant* xD

Pozdrawiam Serdecznie i do następnego rozdziału!
~Clar

15.11.2013

Rozdział 2.

Podniosłam paczkę z ziemi i zamknęłam drzwi. Kierując się w stronę stołu szukałam na pakunku i kopercie jakiegokolwiek podpisu. Czegokolwiek, co pozwoliłoby mi dowiedzieć się czegoś o nadawcy.
Gdy, ku mojemu zdziwieniu, nie spostrzegłam nic poza brązowym papierem powoli otworzyłam list.
To co przeczytałam wprawiło mnie w jeszcze większe zdziwienie:
                            Jesteś wyjątkowa. Nawet nie wiesz jak bardzo. 
                                                                 Nie uciekniesz od tego.
Co to w ogóle miało znaczyć? Może w paczce jest więcej wyjaśnień?
Z tą myślą zabrałam się za delikatnie rozcinanie brązowego papieru.  
Jeżeli myślałam, że w środku znajdę więcej wyjaśnień to się grubo pomyliłam! W pudełeczku była bransoletka. Nic więcej. Zwykła kolorowa bransoletka. Mimo, że wiedziałam, ze nie powinnam jej zakładać, po chwili element biżuterii znalazł się na moim prawym nadgarstku.
Zakręciło mi się w głowie, na chwilę wszystko mi się rozmazało przed oczyma, ale poza tym nic szczególnego się nie stało.

                                                              ***

Dryyyyyyyyyyyń!
-Ech - przeturlałam się po łóżku i wylądowałam twardo na podłodze - Dobre powitanie dnia, nie ma co!
-Charlotte!? Żyjesz tam - krzyknęła z dołu mama.
-Żyje! - odkrzyknęłam - niestety - dopowiedziałam sobie półszeptem. 
-Pospiesz się tam! Alex już czeka!
-Hejka - usłyszałam głos mojej rudej przyjaciółki. 
Momentalnie podniosłam się z podłogi i po wybraniu dzisiejszego zestawu pobiegłam do łazienki. 

                                                             ***

Kilka godzin później siedziałam na Angielskim. Byłam zaskoczona, że lekcje tak szybko mi minęły, zresztą tak jest w każdy piątek!
-Witajcie kochani. Na dzisiejszych zajęciach zadam Wam projekt. Mamy trzydzieści-trzy osoby, więc jak się spodziewacie, lub nie - przerwała na moment i uśmiechnęła się serdecznie, jak to miała w zwyczaju - Zrobimy z was jedenaście grup, w każdej będą trzy osoby! Teraz Was podzielę - zapowiedziała, i zaczęła wymieniać. Trzymałam kciuki, żeby nie rozdzieliła mnie i Alex. Nie lubiłyśmy pracować oddzielnie. Moja mama często śmiała się z nas, że mamy jeden mózg...
-Ostatnia grupa to Alex, Charlotte i ... - nie, nie, nie. Tylko nie to ... -Nathan. To tyle, możecie wychodzić, życzę wam miłego dnia - powiedziała nie przestając się uśmiechać - Ach! Zapomniałabym! Temat projektu! Macie przygotować prezentacje magicznej istoty, istot lub wyimaginowanego świata - zrobiła krótką pauzę, a kiedy zobaczyła, że patrzymy na nią dziwnym wzrokiem dodała -  Nie mówiłam, że to będzie niesamowicie trudny projekt. Chodzi w nim o to, żeby pobudzić waszą kreatywność, żeby was trochę rozluźnić pod koniec semestru, żebyście zawężali więzi między wami! Przecież wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną! Tym pozytywnym akcentem zakończymy! Możecie wychodzić.

                                                             ***

-Jak można być uśmiechniętym przez cały czas - dziwiłam się.
-Może coś bierze - odpowiedziała mi Alex.
-Poczekaj na mnie chwilę - dotknęłam jej ramienia i pobiegłam w stronę kolegi z klasy, który stał przy swojej szafce.
-Znalazłem ją ...
-Cześć, w sprawie projektu ...
-Mogę go za was zrobić, bylebym nie musiał z wami rozmawiać.
-Dobra, ale wiesz co? My zrobimy ten projekt a ty się tylko dołączysz, skoro nie chcesz z nami rozmawiać - powiedziałam i wróciłam do przyjaciółki.

                                                            ***

~Pojedźmy na przejażdzkę - błagała mnie Alex przez telefon.
-Serio?Chce ci się - pytałam.
~Tak!
-Dobra, za 10 minut tam gdzie zawsze
~Ok!
Wyjęłam notes z szuflady i nabazgrałam mamie list:
 Wrócę za jakiś czas. Idę na rower z Alex. - Charlotte


Wzięłam rower i po zamknięciu domu zaczęłam pedałować w stronę miejsca spotkania.


                                                           ***

-Zluzuj trochę, wiesz, że przejmowanie się takimi osobami nie ma sensu - powiedziała Ruda.
-Wiem, ale... Dobra, zmieńmy temat!
-Popieram!
-Musimy zrobić ten cholerny projekt.
-Wiem, masz jakieś pomysły?
-Czy my serio rozmawiamy o szkole w czasie wolnym - zapytałam i zaśmiałam się. To było do nas kompletnie nie podobne.
-Rzeczywiście, ale tak ... - nie dowiedziałam się co zamierzała powiedzieć. Usłyszałam tylko wołanie mojego imienia, które z każdą sekundą oddalało się coraz bardziej.

                                                          ***

Z każdym mrugnięciem coraz szerzej otwierałam oczy.
-Char dobrze się czujesz?
-Co się stało - spytałam.
-Rąbnęłaś w drzewo, jak byłyśmy na rowerach, pamiętasz coś?
-Serio - zapytałam i zaczęłam się śmiać. Na początku Alex była zdezorientowana, ale po chwili dołączyła do mnie i powietrze wypełniło się naszym śmiechem. - Jest ok. Nic mi nie jest. Możemy wychodzić?
-Lekarz mówił, że jak się obudzisz to możemy wracać do domu, ale jakby coś się działo to masz tu wrócić, zrozumiano?
-Tak mamo - uśmiechnęłam się.
-Nie przesadzaj. To źle, że się martwię?
-Nie, tylko to do ciebie nie podobne.
-Wiem - powiedziała i znowu zaczęłyśmy się śmiać.

                                                        ***

-Jezu, dziecko. Dobrze się czujesz? Czy ty chcesz, żebym ja zeszła na zawał? Nie rób mi tak nigdy więcej - po powrocie do domu mama zasypała mnie setką pytań.
-Mamo, spokojnie. To tylko drobny wypadek - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Drobne wypadki nie kończą się szpitalem, ale plastrem.
-Stoję?
-Stoisz.
-Na obu nogach?
-Na obu, właśnie zastanawia mnie to, ze nie masz nawet zwichniętej kostki!
-To nie ważne. Głowę mam całą?
-No prawie - powiedziała z grymasem i nim zdążyłam zauważyć, przykleiła mi różowy plaster na czoło. Oderwałam plaster szybko i wymieniłam go na zwykły, beżowy.
-Tamten był ładniejszy - stwierdziła kobieta smutnym głosem.
-Nie ważne! Obie ręce mam?
-Masz.
-Wiec to był mały wypadek - oznajmiłam i uśmiechnęłam się lekko.
-Niech ci będzie. Jesteś głodna? Usmażyć ci omlet?
-Z miodem?
-No a z czym innym?
-Ok! Idę na górę, zawołasz mnie jak będzie gotowy - spytałam z nadzieją. Dopiero teraz zauważyłam, że kiszki zaczęły grać marsza.
-Ok.

                                                        ***
    
-Jesteś pewien, że to ona - zapytał mnie Mark. Mężczyzna zadawał mi to pytanie piąty raz.
-Tak. Jestem pewien. Ma bransoletkę.
-To nic nie znaczy! Bransoletka mogła trafić nie pod ten adres!
-Właśnie o to chodzi, że nie mogła! Sprawdzałem. Ten dom od zawsze należał do Naznaczonych! I widziałem u niej znamię, to już nie może być przypadek - upierałem się.
-Dobrze Nathanielu. Teraz twoim zadaniem będzie wprowadzić ją w nasz świat. Musisz się do niej zbliżyć. Spróbuj się z nią zaprzyjaźnić.
-Ale nie tak wyglądał plan! Powiedziałem jej coś niemiłego, bo mówiłeś, ze mam ją zniechęcić!
-Bo tak miało być. Teraz musisz zaprzyjaźnić się z Charlotte. Potrzebujemy jej. Ty jej potrzebujesz. Nawet jeżeli jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy...


*****************************************
Mam bardzo mieszane uczucia co do tego rozdziału. Z jednej strony bardzo mi się nie podoba, a z drugiej stwierdzam, że wycisnęłam z niego wszystko co chciałam.
Wiem, że jest strasznie dużo dialogów i mało opisów ale tak wyszło. Trudno.
I to właściwie tyle, nie będę się rozpisywać xD Bo po co?

Miłego piątkowego wieczoru ;D
Pozdrawiam!
Clar



10.11.2013

Rozdział 1.

Dryyyyyyyyyyyyń.
-Och zamknij się - mruknęłam do najgorszego zła - budzika. To małe ustrojstwo budziło mnie pięć dni w tygodniu o 6:30. Mam tego serdecznie dość.
~Dobra, koniec tego marudzenia. Zbieramy się do szkoły - nakazałam sobie w myślach podchodząc do szafy. Kilka długich chwil później byłam już w łazience. Weszłam pod prysznic i czułam chłodne krople na moim ciele. Pozwoliłam im spływać przez dłuższą chwilę. Kilkanaście minut później byłam gotowa do wyjścia.
-A śniadanie - zapytała moja mama, stojąc z talerzem kanapek w drzwiach mojego małego królestwa.
-Nie jestem głodna, a poza tym - spojrzałam za okno i zobaczyłam moją rudą przyjaciółkę - Alex czeka już na dole.
-To niech wejdzie, zjecie chociaż po kanapce, proszę.
-Ech.. Dobra - powiedziałam zrezygnowana i razem z mamą wyszłam z mojego pokoju by po chwili otwierać drzwi Alex.
-Wejdź, bo nie wyjdę bez zjedzenia kanapki - przewróciłam oczami. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i poszłyśmy razem do kuchni, gdzie zasiadłyśmy na czarnych krzesłach przy wysokim, ciemnym, drewnianym stole.
Spojrzałam na rodzicielkę marudnym wzrokiem, ona tylko powiedziała:
-Jedz.
Zabrałam się za swoją kanapkę zerkając kątem oka na Rudą obok.
Półtorej minuty później wychodziłyśmy, a właściwie wybiegałyśmy z mojego domu.

                                                                    ***
-Everdeen! Collins! Znowu spóźnione - krzyknął profesor Freeman, nauczyciel fizyki i dyrektor mojej szkoły.
-Przepraszamy, to już się więcej nie powtórzy - bąknęła Alex i pomaszerowała za mną szybkim krokiem do naszej ławki.
-Chciałbym, żeby to była prawda - westchnął i wrócił do prowadzenia lekcji.
Każda sekunda dłużyła mi się niemiłosiernie. Zaczęłam stukać palcami o drewniany blat, z początku wolno, później coraz szybciej. Chyba sama nie zdawałam, sobie sprawy jak szybko i głośno stukam dopóki nauczyciel nie podszedł do mnie i powiedział:
-Przeszkadzam w koncercie, panno Everdeen?
-Słucham - rozejrzałam się oszołomiona po sali i po chwili znowu spuściłam wzrok na ręce - przepraszam, zamyśliłam się.
-Proszę uważnie słuchać - upomniał mnie i wrócił pod tablicę, gdzie tłumaczył jeden z tych skomplikowanych, fizycznych wzorów.
Patrzyłam się naprzemiennie na tablice lub zeszyt, w którym pojawiały się drobne notatki.
-Przypominam o sprawdzianie, który odbędzie się za tydzień, możecie się pakować - powiedział pan Freeman i wszyscy jak jeden mąż zaczęli się pakować. Kilka sekund później po sali rozniósł się dźwięk dzwonka. Pomimo, że jego dźwięk ranił uszy to i tak po 45 minutach przynosił ukojenie.
                 
                                                                    ***
Kilka lekcji później siedziałam w ławce na godzinie wychowawczej.
Nauczycielka rozmawiała z kimś za drzwiami tak głośno, że dało się usłyszeć ich rozmowę:
-Cieszę się, że w końcu udało się panu do nas dotrzeć. Szkoda tylko, że dopiero na ostatnią lekcje.
-No niestety, z przyczyn losowych nie mogłem pojawić się wcześniej.
-Rozumiem, zapraszam do środka.
Do sali wszedł wysoki, przystojny chłopak i rozejrzał się po sali. Zatrzymał swój wzrok na mnie na trochę dłużej. Albo nie, to pewnie tylko złudzenie.
-Kochani, to jest Nathan Danvers. Od dzisiaj będzie z Wami w klasie.
Chłopak usiadł w ławce, a pani Smith usiadła za biurkiem, w celu wypełniania dokumentów.
             
                                                                   ***
-Mamo! Wróciłam - krzyknęłam, ale odpowiedziała mi tylko cisza.
-Mamo?! - i znowu cisza.
 Pewnie nie wróciła jeszcze z pracy. Ruszyłam do swojego pokoju, gdzie rzuciłam plecak pod ścianę a sama położyłam się na łóżku i zaczęłam patrzeć w sufit.  Niestety mój odpoczynek trwał zaledwie kilka minut. Ktoś zadzwonił do drzwi, wiec musiałam iść otworzyć.
Jednak kiedy zeszłam po schodach i otworzyłam wrota nie zobaczyłam nikogo. Moje oczy dostrzegły tylko niewielkie pudełko stojące na schodkach. A przy nim kopertę...

*******************************************
No to chyba koniec rozdziału.
Tak, wiem, że krótki.
Tak, wiem, że beznadziejny.
Tak, wiem, że nie ma tu nic fantastycznego (już niedługo *muahaha*)
Tak, wiem, że jest masa błędów.
Tak, wiem, że mogłam się bardziej postarać.
Ale kochani, ja się dopiero rozkręcam!
I zaufajcie mi, niedługo zacznie się akcja, ale najpierw muszę Was w to wprowadzać, prawda? ;>

Tak więc, spodziewajcie się wielkiej bomby za kilka rodziałów! c;
Pozdrawiam i do następnego rozdziału!
~Clar




2.11.2013

Prolog


"Wyobraźnia bez wiedzy może stworzyć rzeczy piękne. Wiedza bez wyobraźni najwyżej doskonałe" -Albert Einstein


Wielki człowiek, Stwórca zapragnął stworzyć coś nowego. Coś, co jednocześnie było nowym i starym. Coś, co jednocześnie każdy znał i coś, czego nikt nigdy nie widział. Chciał to połączyć. 

Więc do znanego wszystkim wymiaru, zaczął dołączać kolejne.
Wymiar pełen pożerających mózgi Zombie, płatających figle wróżek i wiele innych.
Pracował dzień i noc. Jednak wcale mu to nie przeszkadzało. Wiedział, że to co robi będzie wspaniałe. A przynajmniej miał taką nadzieję...
Po wielu dniach i nocach postanowił dać niektórym osobą zdolność podróżowania miedzy stworzonymi,przez siebie wymiarami.  
Z początku ludzie doskonale zdawali sobie sprawę, ze swojej niezwykłej zdolności. Podróżowali kiedy tylko chcieli. Gdy zaczęli nadużywać przemieszczania się miedzy wymiarami, a Stwórca to zobaczył - pozbawił wiele ludzi możliwości między-wymiarowych wędrówek i sprawiał, że wyklęci - bo tak ich nazywał, choć lubił zmieniać ową nazwę - zapominali o wcześniejszym życiu podróżnika. 
Kilkaset lat po stworzeniu rasy podróżników  sami odkrywcy nie wiedzieli - oczywiście na początku życia, później ktoś ich powiadamiał, lub sami odkryli swoją wyjątkową zdolność - , że za pomocą umysłu mogę dostać się do dowolnego wymiaru. Dlatego Stwórca stworzył księgi, które mają uczyć podróżników wszystkiego co z nimi związane. 
Dwie z ksiąg są w miejscu zwanym Instytutem.
A gdzie są pozostałe Trzy? Niestety, nikt tego nie wie. Podróżnicy mają za zadanie je odnaleźć. Inaczej może dojść do zagrożenia wielu istnień ...
Inaczej wszystkie wymiary mogą stopić się w jeden ...
Inaczej wszystko co znaliśmy do tej pory wywróci się do góry dnem ...
A tego nikt nie chce ...


************************************************************
Witajcie!
Przedstawiam Wam już kolejną moją historię.
Kolejną, jednak zupełnie inną ... a przynajmniej mam taką nadzieję xD
Więc, zapraszam do czytania ;3
Mam nadzieję, że będziecie razem ze mną i moimi bohaterami przeżywać tą historię ;3

Do następnego rozdziału!
Pozdrawiam Was serdecznie!
~Clarie